Quantcast
Channel: Kalejdoskop Renaty
Viewing all articles
Browse latest Browse all 583

Czy żałuję przeprowadzki do Włoch? Refleksje Polek mieszkających we Włoszech

$
0
0
Pisząc bloga o Włoszech, często uświadamiam sobie, jak wiele osób w Polsce marzy o przyjeździe tutaj, bez względu na wszystko. Zawsze jestem zaskoczona, jak niektórzy chcą zostawić wszystko i przenieść się tutaj na stałe.
Przypuszczam, że blogerzy tacy jak ja odgrywają w tym dużą rolę, zwykle piszemy o naszych cudownych doświadczeniach we Włoszech.
Przeprowadzić się do Włoch – to marzenie wielu osób.
Wielokrotnie pytaliście mnie, czy żałuje przeprowadzki do Włoch?
Mam dla Was kilkanaście życiowych historii
jedenaście wspaniałych kobiet, które zdecydowały się podzielić swoimi przemyśleniami i doświadczeniem.

Czy żałuję przeprowadzki do Włoch? Refleksje Polek mieszkających we Włoszech

Kasia autorka bloga Włochy od podszewki mieszka we Włoszech od 32 lat

Czy mi szkoda? A niby czego?
Wyjeżdżałam z krainy śniegów nad lazurowe morza, kiedy jeszcze ludzie nagminnie uciekali z Polski, zmęczeni szarą codziennością i przygnębieni brakiem perspektyw. Wyjeżdżali zdezelowanymi autobusami, spali na ulicach, rano wstawali i zaczynali nowe życie. Pamiętam opowiadanie chłopaka, który w Polsce wykupił bilet do Wenecji, bo na tyle wystarczyło mu pieniędzy. Gdy dotarł na miejsce, bez grosza w kieszeni usiadł nad Canal Grande i zastanawiał się, co dalej. Potem wstał, znalazł pracę w jakiejś restauracji i zaczął nowe życie.
Gdy więc zaproponowano mi stypendium na włoskim uniwersytecie, pomimo młodocianego wieku nie wahałam się przez moment. Nie skorzystać, to byłby czysty nonsens.
Od tej chwili Włochy stały się moim krajem. Tu skończyłam studia, tu razem z mężem wychowaliśmy trzy córki, które świetnie się wykształciły. Rosną w leciech i w rozumie i jak na nie patrzę, to serce we mnie rośnie. Włosi mówią, że każdy karaluch jest piękny dla swojej mamy, co dopiero takie „dziopy”…
Realizuję się w pracy tłumaczeniowej, realizuję się pracując w domu opieki dla osób wykluczonych. Realizuję się w życiu społecznym i politycznym. Zmagam się ze swoim pracoholizmem, zmagam się ze zbyt zadaniowym podejściem do życia, bo duża wydajność niekoniecznie idzie w parze z głęboką uczuciowością i wysokim standardem życia. Muszę powiedzieć jednak, że rodzina pomału się przyzwyczaiła do matki-gestapo.
Co sobotę przeżywam chwilę euforii pijąc spritz z przyjaciółmi.
Nie mogę powiedzieć, że niczego mi tu nie brakuje. Z roku na rok coraz bardziej mi brakuje obecności mojej siostry, moich kuzynek, mojej mamy (z którą, na marginesie, z dzióbków sobie nie spijamy). Wściekle brakuje mi śniegu i tej granatowej zieleni, której poza Polską nigdzie nie widziałam. Brakuje mi białych letnich nocy.
Czy więc żałuję?
W wielu miejscach można zrealizować swoje życiowe projekty; czy tu, czy tam, codziennie musimy się zmagać z naszymi własnymi ograniczeniami a wybrać coś to zrezygnować z czegoś innego.
Czyli jaka szkoda? Szkoda to jak kot narobi studni...

Kasia autorka bloga Dom z Kamienia mieszka we Włoszech od prawie 10 lat

O tym, że chcę mieszkać w Alto Mugello, czyli chyba w najmniej znanej części Toskanii, wiedziałam już dzień przed wyjazdem z moich pierwszych wakacji tutaj. To było w 2007 roku. Życie oczywiście to nie amerykański film i takie rzeczy, o ile oczywiście ktoś nie wygrał na loterii fortuny, nie dzieją się z dnia na dzień.
Przeprowadziliśmy się do Włoch w najmniej korzystnym dla nas momencie, a było to sześć lat po tamtych pamiętnych wakacjach.
Moja przeprowadzka nie była spowodowana miłością do mężczyzny czy podążaniem za lepszym zarobkiem. Mój wybór był dyktowany tylko i wyłącznie miłością do tego kraju, a dokładnie do tego skrawka nieznanej Toskanii.

Żyjąca w Warszawie w prawie luksusach, prowadząca wygodne życie pod kloszem niecałe dwa lata po przeprowadzce do Italii znalazłam się sama z dziećmi bez pracy i wszystko musiałam sobie układać trochę od nowa. Tak oto zaczęłam uczyć przez Skype włoskiego, zajmować się zawodowo fotografią i organizować wakacje turystom, którzy szukali niebanalnych miejsc, którzy chcieli poznać swojską prawdziwą Toskanię. Dziś już życie się ustabilizowało, ale żeby samej ogarnąć codzienność, muszę się naprawdę napracować. Piszę to po to, by podkreślić, że nikt mi niczego nie dał na tacy, a mimo to… Nigdy, przenigdy, nawet przez chwilę nie pożałowałam mojej decyzji. Powiem inaczej: wielokrotnie sama siebie za tę decyzję błogosławiłam i z przestrachem do tej pory myślę — co by było, gdybym się wtedy nie odważyła??

Dlaczego tak mi tu dobrze? Dlaczego mimo tylu trudności nie żałuję? Bo żyję w pięknym zdrowym miejscu — co zwłaszcza w obecnej sytuacji okazało się bezcenne. Bo mam góry za płotem i w przerwie w pracy mogę do woli oddawać się trekkingowi. Bo w promieniu kilkudziesięciu kilometrów mogę wybierać pomiędzy morzem, górami, jeziorem, rzeką czy zabytkowym miastem. Bo włoską pogodą ducha, kuchnią, mentalnością mogę się cieszyć każdego dnia. Bo zima trwa krócej. Bo Florencja jest tylko 64 km ode mnie, więc mogę obcować z największą sztuką, kiedy tylko zapragnę. Bo moi chłopcy — dziś licealiści wyrastają z dala od chorego systemu, są otwarci i tolerancyjni, a wykształcenia i „wielojęzyczności” może im pozazdrościć niejeden dorosły.

Każdy ma w życiu swoje priorytety. Często to życie je weryfikuje i przestawia. Moim priorytetem jest dziś spokojne, wolne życie w zdrowym świecie wśród ludzi, których naturalnym wyrazem twarzy jest uśmiech. Dlatego tu jestem i tu mam zamiar się zestarzeć. 

Agnieszka Kajka autorka stronyCuda na wsi włoskiej mieszka we Włoszech od prawie 13 lat

Nazywam się Agnieszka. Od 2007 roku mieszkam we Włoszech, a od 2015 we własnym domu z ogrodem w okolicach Ferrary. Jako dziewczyna z prowincji, jako ogrodniczka z zawodu i zamiłowania czuje się tutaj bardzo dobrze. Studiując, mogłam tylko marzyć np. o uprawie cytryn lub bananowca, a tutaj i ciepło i słońce i wszędzie blisko.

Nie zawsze jest łatwo. Ale tu gdzie teraz mieszkam, jest mi dobrze. Czy zmieniłabym swoja decyzje o wyjeździe ? Sadzę, że nie. Wyjechałam, za swoją miłością – a ON wyjechał akurat do Włoch. Tu układamy swoje życie, w polskim domu na włoskiej wsi… To nie była miłość do Włoch od pierwszego wejrzenia. Musiał minąć czas, żeby poznać kulturę, mentalność, zwyczaje i ludzi. Sądzę, że właśnie ludzie sprawiają, że gdzieś się czujemy dobrze. No i kawa… Włoskie espresso powinno dostać Nobla. Jeśli miałabym odpowiedzieć czy ponownie bym podjęła taka decyzje to tak! Jestem osobą, która nie wierzy w przypadki, ale w przeznaczenie. Nie bujam w obłokach – ale jeśli pewne rzeczy się dzieją, to nie jest to bez przyczyny. Zawsze powtarzam też, żeby chciało nam się chcieć. Żeby marzyc, ale spełniać te marzenia, żeby nie czekać i nie odkładać na potem. Bo życie czasem zaskakuje scenariuszem, a nie wykorzystane sytuacje nie powrócą.

Dlatego tez spełniam swoje marzenia o domu z ogrodem, powoli, ale etapami remontujemy pokoje, które chcemy wkrótce wynajmować. Tym którzy chcą nas odwiedzić w Italii pokazać kuchnie, muzykę, piękne zabytki i morze, które mamy niedaleko. A w dzisiejszym zwariowanym świecie poczuć trochę włoskiego „dolce far niente”
czyli włoskiej beztroski.

Kamila Frontino autorka bloga Kamila Frontino mieszka we Włoszech od 5 lat

Tak, jestem zadowolona z życia we Włoszech. Włochy są teraz dla mnie drugim domem i choć emigracja nie zawsze jest różowa, a życie we Włoszech to nie tylko dolce vita, to nie zmieniłabym tej decyzji. Dlaczego? Bo Włochy to stan umysłu, to postrzeganie rzeczywistości i życia w pozytywny sposób, to radość z życia i cieszenie się nim, styl życia, który stawia na relacje i bliskość co jest dla mnie wyjątkowo ważne. Doceniam bardzo to, że Włosi skupiają się na tym, co w życiu ważne, na spędzaniu czasu razem z bliskimi, na cieszeniu się drobnymi rzeczami w życiu takimi jak wypicie rano cappuccino i zjedzenie cornetto w barze, cieszenie się słońcem i wspólnym posiłkiem z rodziną i przyjaciółmi. Po prostu celebrowanie życia każdego dnia. Poza tym też docenianie piękna np. poprzez modę oraz sztuka i kultura na każdym kroku.

Według mnie Włochy nie są dla każdego i nie każdy się tu odnajdzie. Sama emigracja nie jest dla każdego. To zawsze spore wyzwanie i zmiana oraz wyjście poza strefę własnego komfortu. Dla mnie moja emigracja stała się okazja do rozwoju osobistego, do stawiania sobie poprzeczki coraz wyżej, do pobudzenia mojej kreatywności, do docenienia tego, co mam także swoich korzeni, tożsamości narodowej, tradycji, więzi rodzinnych. We Włoszech czuje też wolność i akceptacje, możliwość do bycia tym, kim chce być w pełni. Spotkałam się także z otwartością na inność i w większości z życzliwą postawą, nawet gdy na początku słabo mówiłam po włosku — osoby zazwyczaj były skore do pomocy. Choć oczywiście nie zawsze jest różowo i na przykład czasem w urzędach muszę czekać godzinami na załatwienie czegoś i włoska biurokracja mnie dobija. Mimo to w tym momencie mojego życia jest mi dobrze, tu gdzie jestem. Cieszę się, że wszechświat dał mi tę szansę, by mieszkać w tym pięknym kraju.

Sabina autorka bloga Przystanek Italia mieszka we Włoszech od 10 lat

Mieszkam we Włoszech od dziesięciu lat i mniej więcej tyle zadaję sobie podobne pytania, zwłaszcza to drugie. Jakby to było, gdybym nagle wróciła do Polski i zaczęła wszystko od nowa? A może już wsiąknęłam we włoskość do tego stopnia, że nie odnalazłabym się więcej w ojczystym kraju? Myślę, że właśnie tak jest, bo Italia do mnie przylgnęła, a ja wcisnęłam się w nią jak w dopasowaną sukienkę. Nie znaczy to jednak, że wszystko tu jest wspaniałe, a ja żyję w Belpaese jak u pana Boga za piecem, bynajmniej. Bo kiedy minie ten pierwszy zachwyt, ten szał Italii i przekonanie, że „dolce vita” czeka na mnie codziennie za progiem, wtedy spadają klapki z oczu i okazuje się, że i to państwo, najcudowniejsze pod słońcem, nie jest wolne od trosk i problemów. A dzieje się tak dlatego, ponieważ wzloty i upadki, kłopoty i szczęście są wpisane w ludzkie życie, więc gdziekolwiek byśmy nie mieszkali, tam zawsze coś będzie nie tak. Maska idealnej i wspaniałej Italii już dawno upadła, niemniej jednak nie oznacza to, iż nie jestem zadowolona z mojej włoskiej przygody. Kocham życie we Włoszech, gestykulujących Włochów, poranne cappuccino w barze (kiedy akurat jesteśmy w żółtej strefie) i nie zamieniłabym je na żadne inne. Włosi ujmują i potrafią wydobyć z człowieka te lepsze cechy, a ich uśmiech i optymizm są zaraźliwe. A biorąc pod uwagę fakt, iż za prawie wszędzie czekają mnie niepowtarzalne widoki, ta kwintesencja boskiej Italii, to tym bardziej nie mam na co narzekać. Reasumując zatem, z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że mimo nieustającej tęsknoty za krajem i bliskimi, językiem polskim, przyjaciółmi i paru innych braków, nie zmieniłabym mojej podjętej ponad 10 lat temu decyzji. Wszystko, co w życiu najpiękniejsze, spotkało mnie bowiem w Italii.

Ewa Górecka autorka Fanpega Podziemny Neapol mieszka we Włoszech od 3,5 roku

Jedna z definicji szczęścia przytoczonych w „Traktacie o szczęściu” Władysława Tatarkiewicza brzmi mniej więcej tak: „szczęście to dodatni bilans życia wziętego w całości”. Mniej więcej, bo brak moich ukochanych książek, to jedna z tych pozycji, które w moim bilansie musiałabym umieścić po stronie strat. Podobnie jak utratę domu czy życiowej stabilizacji.

We Włoszech mieszkam od niedawna. To zaledwie 3,5 roku, podczas gdy większość moich znajomych jest tu od jakichś 20 lat. Zawsze powtarzam, że moje pojawienie się w Neapolu jest wynikiem splotu wielu drobnych, przypadkowych wydarzeń, a nie realizacją jakiegoś życiowego celu. Przyjechałam do tego kraju w czasach, kiedy nie był on już „rajem” dla emigrantów. Dziś wielu pracujących tu przez lata obcokrajowców raczej opuszcza słoneczną Italię i wraca do swoich stron bądź szuka szczęścia gdzie indziej. Tak było jeszcze przed pojawieniem się wirusa, a wraz z jego nadejściem sytuacja ekonomiczna się tylko pogarsza.

Z obiektywnego punktu widzenia mogłabym zatem powiedzieć, że mój bilans jest ujemny. Brak stałego miejsca zamieszkania, brak pewności zatrudnienia i ogólna niepewność jutra.

Jak zatem wytłumaczyć, że z pobytu tutaj jestem zadowolona? Nie wybiegam myślami zbyt daleko w przyszłość, staram się też nie rozpamiętywać przeszłości. Staram się wykorzystywać jak najlepiej ten czas, który mam tu i teraz. Dostrzegać to, co mi życie akurat podsuwa pod nos. W ciągu tych kilku zaledwie lat w Neapolu urzeczywistniłam więcej pomysłów niż w ciągu całego dotychczasowego życia w Polsce. Tak, Neapol dał mi wewnętrzną odwagę. I nawet jak coś nie wychodzi lub kiedy coś się wali (bo jak tu realizować projekt „Podziemny Neapol”, w czasach, gdy covid zatrzymał cały ruch turystyczny?) pozostaje nadzieja, że to tylko przerwa na zebranie sił. A może na zrealizowanie nowego pomysłu, bo skoro, znowu całkowitym przypadkiem, los postawił na mojej drodze cudnego szczeniaka i kazał się nim zaopiekować.... no to przecież można połączyć przyjemne z pożytecznym i przygody tegoż szczeniaka opisać. I tak pojawił się nowy projekt, książeczka o Hektorze.

Żeby się przesadnie nie rozpisywać, bo już przekroczyłam swój słowny limit, mój bilans pobytu we Włoszech, pomimo trudności, jakie napotykam, uważam za dodatni. Czy po raz drugi odważyłabym się na ten krok? Nie wiem. I staram się nad tym zbytnio nie zastanawiać. Na każdy życiowy bilans składają się jakieś zyski i straty. Kluczem do zadowolenia jest moim zdaniem przymykanie oka na straty. 

Maja autorka Fanpega Podróż do Rzymumieszka we Włoszech od 10 lat

Wiele lat temu znalazłam się w sytuacji, kiedy musiałam podjąć decyzję, która zaważyłaby na całym moim życiu. Miałam dwie możliwości, dwie odmienne drogi: wybrać stabilizację i poczucie bezpieczeństwa kontynuując moją pracę w Gdańsku i realizując wieloletnie plany, być blisko rodziny albo zaryzykować i rzucić się w nieznane wybierając miłość i marzenia… Przeważyło to drugie. Pierwsze lata we Włoszech nie były łatwe. Na pewno nie były takie, jak sobie początkowo wyobrażałam. Bo Italia to nie tylko „la dolce vita” i „dolce far niente”. Zaaklimatyzowanie się tutaj i przyzwyczajenie do nowego stylu życia nie trwało tylko chwilę.

Mieszkam w jednym z najpiękniejszych miast świata, miasta, w którym wielu chciałoby być przynajmniej raz w życiu. Wykonuję wspaniałą pracę, która daje mi ogromną radość i poczucie spełnienia. Mam tutaj rodzinę. Rzym stał się moim drugim domem. Czy wróciłabym do Polski, czy umiałabym zrezygnować z tego, co już tutaj „zbudowałam”? Pytanie jest niezmiernie trudne i nie ma na nie prostej odpowiedzi.

Jestem Polką i emigrantką. Miłość i tęsknota za Polską, za bliskimi, za przeszłością nigdy nie zblaknie. Mam rozdarte serce i nieustannie uczę się z tym żyć. Myślę, że należy przyjmować z odwagą i jednocześnie rozwagą to, co przynosi życie. Dziś jestem tutaj i wiem, że dziś tu jest moje miejsce. Przyszłość nie należy jeszcze do mnie…

Blanka  autorka bloga Italia jaką lubisz  mieszka we Włoszech od 16 lat

Myślę, że Włochy jak każdy kraj na świecie ma swoje plusy i minusy. Uważam, że to, co chcemy zobaczyć w danym momencie własnego życia, warunkuje to, w którą stronę chcemy patrzeć. Ta sytuacja ulega także pewnym metamorfozom i to, co kiedyś porywało czy ciekawiło, dziś może nie mieć żadnego znaczenia.
Mój blog Italia, jaką lubisz, który powstał w styczniu 2015 roku, czyli po 10 latach mojego pobytu w Italii, po pierwszym zauroczeniu tym krajem, był trochę kotwicą, która pomagała mi skupić się na aspektach, które akurat we Włoszech lubię, czyli przepięknych okolicach i kuchni, a odsunąć z pola widzenia te, które mi wówczas przeszkadzały, jak np. kryzys na rynku pracy, brak kompetencji w placówkach publicznych, czy niektóre sprawy mentalnościowe. Z ogromną radością odkrywałam Piemont, zwłaszcza że jest to mało znany region, natomiast kuchnia włoska pomogła mi zrozumieć wiele kulinarnych zagadnień i stała się moją pasją!
Myślę, że Włochy mogą bardzo ubogacić życie, ale ich pewne aspekty z gatunku absurdu mogą też czasem mocno nadszarpnąć nerwy. Trzeba szukać balansu. Po 15 latach decyzji bym nie zmieniła, ale dziś już jestem inną osobą i moje priorytety trochę się przetransformowały, więc nie wykluczam, że byłabym gotowa na jakieś zmiany. 

Elżbieta Raczkowska autorka strony www.linguemix.eu mieszka we Włoszech od 30 lat

Nazywam się Elżbieta Raczkowska. Jestem tłumaczką pisemną i ustną języka włoskiego i niemieckiego. Opuściłam Polskę wiele lat temu, zostawiając tam Rodziców, przyjaciół oraz dobrze rozwijającą się karierę zawodową. Ponad połowę mojego życia spędziłam we Włoszech, w Ligurii. Tu jest mój dom. Tu założyłam rodzinę. Wrosłam w tę ziemię, jej historię, kulturę i tradycje, a ponieważ (podobno) od dziecka lubiłam marudzić, dobrze odnajduję się w liguryjskiej społeczności. Czyż nie przyjemnie jest ponarzekać sobie w dobrym towarzystwie, przy filiżance cappuccino i kawałku focacci dopiero co wyjętej z pieca? Liguryjczycy narzekanie mają w genach. Kto wie, czy jakiś mój przodek nie pochodził właśnie z Ligurii! Czuję się polską liguryjką. Kocham Ligurię z jej zaletami i wadami. Wiadomo, nie jest to El Dorado, czyli nie wszystko złoto, co się świeci. Pragnę zaznaczyć, że moje spostrzeżenia są subiektywne i nie mam zamiaru generalizować. Jedną z (niewielu) rzeczy, które mnie irytują, jest nieporządek, często brud, w miejscach publicznych. Mam tu na myśli ulice, chodniki, parki publiczne, środki publicznego transportu. We Włoszech dba się raczej o to, co własne, a reszta? Resztę ktoś posprząta. Teraz kolej na biurokrację. Tu chyba Włochy wiodą prymat. Urzędnicy niekiedy sami gubią się w przepisach i zasadach, a biedni petenci skazani są na małą efektywność operacyjną włoskiej administracji. Kolejną bolączką jest dla mnie transport publiczny, z którego często korzystam, a dokładnie mała ilość środków transportu i ich niepunktualność. Nieudogodnienia te rekompensują jednak łagodny klimat, morze, góry, smaczna i prosta kuchnia oraz wielokulturowość, dzięki której można trochę poznać świat, nie ruszając się z miejsca zamieszkania.
Czy patrząc z perspektywy lat, zdecydowałabym się na przeprowadzkę do Włoch? Tak i jeszcze raz tak.

Agnieszka Chałaszczyk autorka blogaPrzypadki neapolitańskie mieszka we Włoszech od 8 lat

Osiem lat temu podjęłam decyzję — spontaniczną, nie do końca przemyślaną, niepodpartą żadnym konkretnym planem — spakowałam walizkę i poleciałam do Neapolu. Nie znałam języka, nie znałam realiów życia we Włoszech czy możliwości znalezienia pracy. Byłam zakochana i totalnie nieprzygotowana na to, co mnie czekało. Gdybym wiedziała... Bo gdybym wiedziała, to pewnie zastanowiłabym się sto razy, czy decydować się na szaleństwo, które mnie czekało.
Przez cztery lata mieszkałam w Neapolu, przez kolejne cztery w L’Aquila, od niedawna mieszkam w Pawia. I mogę śmiało powiedzieć, że jestem zadowolona z mojego życia we Włoszech i z tego, jak się ono potoczyło. Nie brakowało w nim upadków i porażek. Ale wtedy otrzepywałam kolana i szłam do przodu, jeszcze bardziej zdeterminowana i silniejsza.
Gdybym mogła cofnąć czas o osiem lat, podjęłabym dokładnie taką samą decyzję. I nie zmieniłabym niczego w moim „włoskim życiu”. Z perspektywy czasu widzę, że wszystko, co się zadziało przez te osiem lat było po coś i doprowadziło mnie do miejsca, w którym teraz jestem. Pracuję w miejscu, które jest marzeniem wielu moich kolegów. Mam męża, który mnie wspiera, pozwala rozwijać skrzydła i sprowadza na ziemię, jak za daleko odlecę. Poznałam fantastyczne osoby i z ogromnym zachwytem wciąż poznaję Włochy. A otaczająca mnie na co dzień włoskość, pozwoliła wyjść ze sztywnych mentalnych schematów, które we mnie tkwiły. Gdybym osiem lat temu nie podjęła decyzji o wyjeździe do Włoch, ominęłaby mnie wspaniała włoska przygoda, która wciąż trwa i wiem, że skrywa przede mną jeszcze wiele niespodzianek. 

Ewa Ostrowska mieszka we Włoszech od 15 lat

Przez 15 lat mojego życia w centrum półwyspu apenińskiego, niejednokrotnie zadawałam sobie pytanie, co by było, gdybym decyzję o przeprowadzce miała podjąć raz jeszcze. Za każdym razem dochodzę do tego samego wniosku — niczego nie żałuję i zrobiłabym to ponownie. Nie dlatego, że jest to kraina mlekiem i miodem płynąca, bo jej wad byłam w pełni świadoma od samego początku, ale dlatego, że przenosiny pozwoliły mi zajrzeć wewnątrz siebie i stać się tym, kim jestem obecnie. Włochy pozwoliły mi uporać się z kompleksami i nie przejmować się tym, co ludzie powiedzą. Bardzo mi się podoba, że przed szkołą, spotykają się matki czy ojcowie w dresach, z matkami w idealnym make-up i ojcami pod krawatem, a wszyscy przy tym czują się swobodnie i nikt nikogo nie ocenia.
Bardzo też doceniam włoską życzliwość i chęć niesienia pomocy. Początkowo, co prawda, bardzo mnie dziwiło kłanianie się każdej napotkanej osobie; z czasem zaczęłam to doceniać, bo przecież nie trzeba się znać, by się uśmiechnąć i powiedzieć komuś ‘’buongiorno’’.
Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym została w Polsce. Prawda jest taka, że praktycznie całe moje dotychczasowe dorosłe życie spędziłam we Włoszech i z tym krajem mam wiele pięknych wspomnień. Nie zawsze było kolorowo, ale i w tych trudnych chwilach otrzymywałam wsparcie od państwa.
Nie idealizuję jednak Italii, bo na pewno nie jest to raj na ziemi i by czuć się tu dobrze, należy być tego świadomym. Polska, jej kultura i tradycje, są i zawsze będą obecne w moim życiu. Uwielbiam wracać w rodzinne strony i z chęcią przybliżam Polskę włoskim znajomym, ale jestem zadowolona z mojego życia we włoskiej Umbrii.

A czy ja żałuję?

Moje wrażenia zmieniły się od czasu przeprowadzki tutaj. Gdybym zadała sobie to pytanie na początku, to nie wiem, czy odpowiedziałabym inaczej! Teraz dużo rzeczy akceptuje, dużo rzeczy mi nie przeszkadza. Im więcej miejsc we Włoszech widzę, tym lepiej rozumiem znaczenie „regionalności”, a nie narodowości. Teraz postrzegam Włochy jako miejsce fascynujących różnic, których nie da się podsumować słowami „pizza”, „Rzym” czy nawet „Morze Śródziemne”.

Sporo czasu minęło, zanim poczułam się zaakceptowana i szczęśliwa gdzie jestem. Tak jak już kiedyś pisałam, nie przyjechałam tutaj, bo kochałam Włochy, przyjechałam za moją miłością.
Życie na emigracji to nie tylko piękne krajobrazy, wycieczki i poznawanie nowej kultury.
To życie codzienne, dużo nowości, wzloty i upadki, momenty radości i smutku. Bywało różnie, ale nie żałuję mojej decyzji o przeprowadzce.

Zastanawiając się nad tym pytaniem, mogę tylko powiedzieć, że życie we Włoszech wpłynęło na mnie pozytywnie.
Mieszkanie tutaj uczyniło mnie najszczęśliwszą, jaką kiedykolwiek byłam, ale dopiero po kilku latach. W tym momencie nie wyobrażam sobie życia w innym miejscu, nawet gdybym wiedziała, że gdzie indziej jest mój dom.
Mieszkanie tutaj całkowicie zmieniło moje życie i całkowicie zmieniło to, kim jestem. A przynajmniej zmieniło dużą część mnie. Kiedy mieszkasz za granicą, musisz naprawdę wiele zmienić w sobie, aby sobie poradzić i się dopasować. Musisz nauczyć się być naprawdę wrażliwym człowiekiem i nabrać dystansu do siebie. We Włoszech nauczyłam się przestać brać siebie na poważnie. 

Od początku mojej emigracji sporo się wydarzyło. Na początku nie było łatwo. Były lepsze i gorsze momenty. Lista tych pozytywnych jest na szczęście dłuższa od negatywnych! Na pewno nie żałuję, że szłam za głosem serca, by sprawdzić, czy ta miłość jest dla mnie. Nie żałuję żadnego dnia, wieczoru, poranka i chwili spędzonej z moim dzisiaj mężem. 

Tak więc nawet jeśli czasami zastanawiam się, co by się stało, gdybym dokonała innego wyboru, nie żałuję decyzji. Mieszkam w małym miasteczku koło Padwy, więc mam blisko wszędzie — mam nieustannie piękny krajobraz w zasięgu ręki. Oczywiście mieszkanie we Włoszech wiąże się czasami z frustracją związaną z biurokracją, zasadami i przepisami — zrozumienie tego jest niemożliwe, ale niezbędna jest tolerancja i niewielka cena za przywilej życia w miejscu, które moim zdaniem jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie . Niezależnie od tego, czy jest to ciągle zmieniający się krajobraz podczas podróży, czy miasta pełne sztuki i muzyki na każdym kroku, czy pyszne jedzenie i niesamowita gama win, Włochy są po prostu niesamowite. Kocham Włochy i jestem wdzięczna za to, że tutaj mieszkam. Po 25 latach to Włochy traktuję jak swój dom.

Jaką ogólną radę, dałbym każdemu, kto rozważa przeprowadzkę do Włoch?
Jeśli masz zamiar się przeprowadzić, zrób to dla siebie. Nie rób tego, aby znaleźć partnera lub uciec od problemów w domu. Te problemy po prostu znajdą cię we Włoszech, kiedy będziesz sam, bez systemu wsparcia, a wtedy oszalejesz (nie raz już czytałm takie teksty). Prawdopodobnie już to wiesz, ale prawdziwe życie to nie wakacje. Blask może się szybko zużyć, zwłaszcza jeśli przywiązałeś się do jakiegoś miejsca i nie masz planów powrotu. Najpierw naucz się języka i przeczytaj wszystko, co możliwe o Włoszech. Przeczytaj o rządzie, polityce, jedzeniu, historii, o wszystkim. I przede wszystkim bądź otwarty. Postaraj się asymilować, zamiast przynosić własną kulturę (
oczywiście nikt Ci nie każe rezygnować z Twojej kultury, czy tradycji!). W przeciwnym razie nigdy nie zrozumiesz tej kultury.

Mieszkanie we Włoszech może być wspaniałym, zmieniającym życie doświadczeniem, ze wszystkich powodów wymienionych w tym wątku. 

„Włochy… To jest przybrana ojczyzna dla wszystkich tych, co się czują zanadto źle albo zanadto dobrze w swych stronach”
(Adam Mickiewicz, 1837).

Spodobał Ci się tekst? Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie: 

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę. 
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku. Codziennie nowe zdjęcia, inspiracje, ciekawe informacje. 
  • Dołącz do mojej grupy Włochy po mojemu.
  • Śledź mnie na Instagramie @kalejdoskoprenaty
  • Otrzymuj ‚List z Włoch’ zapisując się na newsletter

Pozdrawiam 


Renata

Viewing all articles
Browse latest Browse all 583